Carbon. Ukochane tworzywo osób tuningujących samochody i motocykle, entuzjastów jazdy na rowerach szosowych i tak dalej.
Mata upleciona z włókien węglowych podbiła świat, podobnie jak wcześniej wprowadzone do produkcji przemysłowej włókna szklane. Idea wykonywania elementów z carbonu jest w zasadzie identyczna – warstwy są formowane na gorąco do odpowiedniego kształtu, nakładane na siebie, a zespala je żywica epoksydowa. Cały proces trwa aż do uzyskania pożądanej grubości, aby nadać elementowi odpowiednią wytrzymałość mechaniczną.
Jako efekt końcowy otrzymujemy lekki i wytrzymały (choć nie niezniszczalny, jak wielu osobom się wydaje) element. Technologia została rozwijania dalej, co zaowocowało opracowaniem procesu kompresji carbonu pod wysokim ciśnieniem, jeszcze bardziej podnosząc sztywność i wytrzymałość materiału.
Nic dziwnego, że carbon trafił także do rolek. Ale jak to się właściwie zaczęło?
Szybko!
Carbon trafił w pierwszej kolejności do jazdy szybkiej, gdzie został zaadaptowany niemal natychmiast, gdy stała się ona sportem popularnym pośród panczenistów. Zawodnicy chcieli jeździć w takich butach, w jakich jeżdżą na lodzie – plastikowe nie spełniały bowiem wymogów odnośnie precyzji, sztywności i przeniesienia energii.
Zaletą, którą wykorzystywano od samego początku zastosowania carbonu w jeździe szybkiej, była możliwość formowania termicznego butów. Było to kluczowe, ponieważ niewielu entuzjastów tego sportu mogło sobie pozwolić na zakup butów robionych na podstawie odlewu ich stóp. Pomimo to, rolki z bazą wykonaną całkowicie z carbonu nadal były drogie.
Dlatego producenci zaczęli brać przykład z firm robiących łyżwy hokejowe, gdzie w niższej klasy modelach formować można jedynie wybrane strefy, a reszta buta jest wykonana z różnych rodzajów plastiku i włókien szklanych. Na rynek zaczęły trafiać tańsze buty, przeznaczone dla amatorów.
To wtedy narodziło się przekonanie, że najlepszym rozwiązaniem w rolkach jest czysty carbon. Fiksacja na temat tej nieskazitelności przerodziła się niemal w kult, a jej fetyszyzacja została posunięta u niektórych osób do ekstremum. To nie jest absolutnie uzasadnione – ale o tym na końcu artykułu.
Przez długi czas panowało przekonanie, że carbon nie będzie miał zastosowania w innych dyscyplinach jazdy na rolkach ze względu na swoją sztywność. Sprawia ona bowiem, że przeniesienie wibracji na stopę jest najprościej mówiąc – brutalne. Prawdą jest, że w rolkach do jazdy szybkiej daje się to we znaki, jeżeli jeździmy po czymkolwiek innym, niż gładki tor.
Nie jest to jednak kwestia jedynie sztywności samego buta – chodzi też o naprawdę minimalne wsparcie stawu skokowego, które przekłada się na większe obciążenie mięśni. Także szyny stosowane w tym sporcie są wyjątkowo sztywne. W zasadzie, rdzenie kół także. I nie ma absolutnie żadnego shock-absorbera, a same wkładki w bucie albo są bardzo twarde, albo nie ma ich wcale.
To wszystko po to aby bić kolejne rekordy. Dość powiedzieć, że Bart Swings nie przejchałby dystansu 4.285 km ze średnią prędkością 45,33 km/h, gdyby nie jechał w super sztywnych rolkach.
Jednakże jazda szybka rządzi się własnymi prawami – w reszcie dyscyplin nie potrzebujemy aż tak dalece efektywnego przeniesienia energii odepchnięcia i możemy sobie pozwolić na wygodniejsze wkładki, czy shock-absorbery.
Jak więc widzicie, błędem było przekładanie doświadczeń z jazdy szybkiej na rolki innego rodzaju.
Drugą dyscypliną, do której carbon trafił szybko, jest hokej na rolkach. Tutaj po prostu przeniesiono z lodu buty w praktycznie niezmienionej formie. Modele rolek hokejowych marki Mission mają otwory wentylacyjne, ale to w zasadzie koniec różnic.
Warto zauważyć, że o ile pomiędzy rolkami carbonowymi do jazdy szybkiej i resztą rodzajów jest sporo podobieństw konstrukcyjnych, rolki hokejowe są niejako ewenementem. Używają bowiem nie jednoczęściowej skorupy, ale elementów zespolonych ze sobą różnymi rodzajami tworzywa, aby zapewnić odpowiednie strefy gięcia i polepszyć oddawanie energii odepchnięcia.
To dlatego buty hokejowe, nawet te najwyższej klasy, „łamią się” po dłuższym użytkowaniu. Jeżeli kiedykolwiek mieliście wątpliwą przyjemność jazdy w łyżwach hokejowych z wypożyczalni (najczęściej tanich modelach ze skorupą z poliwęglanu) to wiecie, o co chodzi. Czołowi zawodnicy potrafią zajechać nawet najlepszy sprzęt stosunkowo szybko.
Przy okazji, możecie zobaczyć chyba jedną z najbardziej żenujących reklam w historii rolek (nie tylko hokejowych?).
Warto wspomnieć, że w hokeju nikt nie rozwodzi się specjalnie nad składem buta, materiałami użytymi w produkcji i ile jest w nim carbonu. Nawet w specyfikacjach na stronach producentów najczęściej nie znajdziemy tego typu informacji. Marki mają swoje technologie i produkują kompozyty (laminowane, nie molekularne) złożone z warstw przeróżnych materiałów – a dla zawodników liczą się osiągi, nie to, co za nimi stoi.
Jak carbon trafił do innych rodzajów rolek?
W dużej mierze zawdzięczamy to firmie Powerslide, która eksperymentowała z tym tworzywem w rolkach freeskate oraz do jazdy agresywnej. Początkowo nie były to naturalnie rolki z pełną, carbonową bazą (o tym jeszcze za chwilę) – tworzywa użyto jako dodatku do innych komponentów przy produkcji modelu do freestyle slalom, S3. Było to niejako wzmocnienie konstrukcji, a S3 ciężko zaliczyć do rolek rewolucyjnych, czy nawet udanych.
Niemniej jednak, były zwiastunem kierunku, jaki miała obrać niemiecka marka.
Jak carbon dokonał rewolucji w slalomie (i freeride).
Pierwszą firmą, która wprowadziła carbon do rolek freeskate „idąc na całość” była Seba, w 2009 roku. Nie patyczkowali się – z carbonu zrobili nawet cuff!
Seba High Carbon Pro były najprościej mówiąc ulepszeniem modelu High, który miał już wtedy wyrobioną markę.
Nadal jednak były to rolki z wyciąganym linerem, co nadawało im dość masywną formę. Jeżeli spojrzymy na dzisiejsze Seba High Light, które nadal są oparte o plastikową skorupę pierwszej w historii rolki dedykowanej do slalomu – właśnie Seba High – zobaczymy, o ile są smuklejsze. Pomimo, że plastikowa baza jest grubsza od carbonowej, cała rolka jest bardziej kompaktowa, niż pierwsze Carbon Pro.
Seba wyprzedzili o kilka miesięcy firmę Powerslide, która wydała swój własny carbonowy model do jazdy freestyle slalom – Hardcore Evo.
To właśnie tej rolce zawdzięczamy to, jak obecnie wyglądają modele freestyle i freeskate z wysokiej półki. But oparty o carbonową bazę, ze zintegrowaną wyściółką, wziął szturmem rynek – także dlatego, że był to tak naprawdę pierwszy udany model rolki slalomowej od niemieckiego producenta. Co więcej, Hardcore Evo oferowały precyzję przełożenia ruchów oraz lekkość, której nie mogły dorównać nawet High Carbon Pro.
Trzeba tu uświadomić sobie dysproporcję – Seba (a konkretnie Universkate) byli wtedy dużo mniejszą firmą, ale w 100% skupiającą się na freeride oraz slalomie, tworzoną przez utalentowanych zawodników freestyle. Sami jeździli, sponsorowali już wtedy kilkunastu utalentowanych riderów i sami wiedzieli, czego potrzebują. W praktyce, mieli hegemonię w segmencie freestyle slalom.
Powerslide produkowali wtedy rolki „masowe” i pomimo iż mieli sporo sukcesów, dotyczyło one głównie rolek do jazdy agresywnej oraz fitness. Obiektywnie, freeskating u nich leżał i kwiczał, a jedynym modelem, jaki można było podsumować słowem „okay” były rolki Cell, które cechowały się przystępną ceną i całkiem niezłą wytrzymałością.
Dlatego, gdyby ktokolwiek przy zdrowych zmysłach miał na początku 2009 roku postawić pieniądze na to, kto rychło dokona rewolucji w rolkach do jazdy freestyle, postawiłby najpewniej wszystko na Seba. Historia pokazała, że wkrótce musiałby brać pożyczki u lichwiarzy, żeby nie wylądować na ulicy.
Warto wspomnieć, że w chwili premiery Hardcore Evo spotkały się z mocną krytyką części środowiska slalomowego. Dziś możemy to zaliczyć do elementu „wojny fanboy’ów”.
Można było spotkać się z opiniami, że są niewarte swojej ceny, bo gdy wyściółka się zużyje to rolki są do wyrzucenia i nie można wymienić linera. Że jednoczęściowa konstrukcja bez shock absorbera z prawdziwego zdarzenia dyskwalifikuje je jako rolki do jazdy miejskiej, bo od wibracji będą „siadać” kolana. Czas pokazał, jak bardzo się mylili.
Oczywiście, pierwsze Hardcore Evo nie były rolkami bez wad – dotyczyły one jednak nie samego pomysłu, ale jakości wykonania. Pękające szyny, odklejające się obszycie, tracący na sztywności, zbyt delikatny cuff – to wszystko się zdarzało i było do poprawienia. Powerslide jednak szybko działali i z każdą kolejną edycją Hardcore Evo, znane później jako HC Evo, stawały się coraz lepsze. Marce udało się coś niespotykanego – rzucili wyzwanie Seba i radzili sobie całkiem dobrze.
Zdając sobie sprawę, co Powerslide mają w ręku, firma Seba podjęła wysiłek stworzenia w jak najkrótszym czasie odpowiedzi na Hardcore Evo. Tak powstały Seba iGor – w pierwszych edycjach srebrne niczym śledzie.
Przez długi czas, w praktyce aż do rozdzielenia się marek Seba i FR Skates, popularne Igory były jednymi z najszerszych carbonowych rolek freestyle slalom. Dlaczego? Seba wzięli po prostu bazę z High Carbon Pro i opracowali na jej podstawie rolkę ze zintegrowaną wyściółką. Jako że ta skorupa była od początku przeznaczona do użycia z wyciąganym, grubym linerem, miała w środku sporo więcej miejsca niż ta z HC Evo.
Co w zasadzie nie było rzeczą złą, bo na rynku istniały w ten sposób dwa alternatywne modele – dla osób z węższymi oraz szerszymi stopami. Warto wspomnieć, że po wydzieleniu z Seba marki FR Skates, iGor zostały całkowicie przemodelowane i otrzymały węższą skorupę. Odpowiednikiem starej wersji są rolki Seba High Light Carbon.
Seba poszli za ciosem, wydając po niedługim czasie smuklejszy model KSJ. Dziś jego echa odnajdujemy w linii rolek Trix. Inne, mniej znane marki także zaczęły produkować tego typu rolki. W 2023 roku obudził się nawet taki kolos jak Rollerblade, która zupełnie ignorowała freestyle slalom nawet u szczytu jego popularności, wprowadzając na rynek slalomowe Crossfire.
Warto zauważyć, że Rollerblade mieli już podejście do rolek freeskate opartych o carbon – chodzi o krótko obecne na rynku Metroblade GM, które były zaprojektowane stricte pod freeride i w technologii podobnej do łyżew hokejowych. Rolki były jednak drogie, bezużyteczne do slalomu oraz mało „ortodoksyjne” w projekcie, co zniechęcało nabywców nawykłych do plastikowych klamer i zewnętrznych cholewek. Aż szkoda, że nie wyszło inaczej.
W tej chwili dostępnych jest tyle modeli rolek do freestyle slalom opartych o carbonową skorupę ze zintegrowaną wyściółką buta, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Jeżdżą w nich nawet amatorzy, którym pozwala na to budżet. Nadal mamy co prawda niemalże duopol Universkate (właściciel marek Seba i FR Skates) i Powerslide, ale coraz lepiej radzi sobie firma Micro, powoli stając się trzecią siłą.
Co do firmy Powerslide, dość ironiczne jest to, że przez lata nie udawało się im stworzyć tańszej alternatywy dla Hardcore Evo. „Flagowy” produkt jest świetny, jednak rolek takich jak S4, Ultron, czy Kaze nie można zaliczyć do eksperymentów udanych pod kątem slalomu – czy nawet jazdy miejskiej. Niemiecka firma nie miała i do tej pory nie ma w katalogu solidnego odpowiednika zwykłych High Light z plastikową skorupą, nie wspominając już o rolkach typu Rollerblade Crossfire lub FR Spin, czyli średniej półce.
Udały się im za to rolki Tau, które mają bazę zrobioną z kompresowanego carbonu, co jest nowością. Są dzięki temu lżejsze, jednak nadal jest to produkt z najwyższej półki i alternatywa w stosunku do HC Evo jeżeli poruszamy się w obrębie tego samego budżetu, a nie bardziej przystępna cenowo opcja.
Jeżeli chodzi o rolki do freestyle slalom oraz freeride (bo identyczne, carbonowe buty są wykorzystywane w obu dyscyplinach) wygląda na to, że dobiliśmy niejako sufitu inwencji konstruktorów. Dalsze działania będą raczej ulepszaniem obecnych konstrukcji pod względem zastosowanych materiałów, niż rewolucją jaką dokonała firma Powerslide w 2009 roku. Coraz częściej pojawiają się w sprzedaży szyny z carbonu, jednak jeszcze nie jest to standardem i nawet pośród zawodników czołówki rankingu WSSA ze świecą szukać takich, którzy ich używają.
Jazda agresywna – krótka, szalona miłość?
Pierwszymi rolkami do jazdy agresywnej, jakie w pełni skorzystały z dobrodziejstw carbonu, były Deshi Carbon. Deshi była jedną z kilku marek Powerslide związanych z tym nurtem jazdy na rolkach. Ich buty już wcześniej stawiały na jednoczęściową konstrukcję ze zintegrowaną wyściółką, ale ich popularność nie była wysoka.
Natomiast „Carbony” stały się hitem od razu po wejściu na rynek. Rolki z estetyką wzorowaną na obuwiu sportowym były wtedy najbardziej zaawansowanym modelem, jaki mogli sprawić sobie pasjonaci trików na streecie i w skateparkach.
Ludzi urzekła lekkość tych rolek oraz to, jak wysoki poziom kontroli dają. W grę wchodził jeszcze jeden czynnik – Deshi Carbon ze względu na swoją konstrukcję, w tym smukły soulplate, poprawiały „czucie” podczas grindów. Stopa znajduje się w tego typu rolkach bliżej grindowanej powierzchni, niż w większości plastikowych skorup – zwłaszcza gdy za punkt odniesienia przyjmiemy szalenie popularne w tamtych czasach rolki, nieistniejącej już marki Valo. Ich soulplate miały (czy raczej mają, bo są nadal stosowane w rolkach Roces 5th Element) grację kutrów rybackich.
Gdy marka Deshi została zlikwidowana, Carbon były jedynym jej modelem, który przeszedł pod skrzydła USD. Pierwsza edycja pod nową banderą okazała się klapą – rolki były krytykowane za wyższą cholewkę oraz wygląd, który przywodził na myśl obuwie robocze.
Powerslide udało się jednak wyjść z Carbonami na prostą i wypuścili model USD Carbon II.
Jest on produkowany z niewielkimi tylko zmianami do dziś, tyle że pod nazwą bez członu „II”. To bardzo udana rolka, która stała się punktem odniesienia dla wszystkich podobnych w branży. Powerslide próbowali wymyślić ją na nowo (dla przykładu modelem z poszerzoną skorupą, Carbon III czy nawet Carbon IV z wyciąganym linerem) ale w końcu złożyli broń stwierdzając najwyraźniej, że nie ma sensu na siłę poprawiać czegoś, co tego zupełnie nie wymaga.
Pomysł został podłapany przez konkurencję i tak powstały Seba CJ. Co ciekawe, podobnie jak w przypadku Igor, są to rolki szersze od niemieckiego produktu, zwłaszcza jeżeli chodzi o miejsce na palce. To dobrze, bo nie każda stopa jest taka sama.
Model CJ stał się ulubionym butem do jazdy w stylu Wizard, jako że jego skorupa świetnie się sprawdza w jeździe bez soulplate i ma w sobie na tyle miejsca, że po wycięciu ze środka pianek można do niej wsadzić liner firmy Intuition, który daje wysoką precyzję przeniesienia ruchów i doskonałe wsparcie w kostce.
Najciekawszymi rolkami wyrosłymi na fali zachwytu Deshi Carbon są jednak produkty firmy Adapt. To mała firma, która działa na zasadzie manufaktury i mocno skupia się na kwestiach podnoszenia jakości. Odkładając kontrowersje związane z – jak się po latach okazało – dość toksyczną osobowością jej właściciela, Adapt są produktem wyjątkowym w skali całej branży rolek agresywnych.
Można je zamówić nie tylko jako pełen custom (czyli dobrać kolorystykę i materiały) ale i dostosowane do kształtu Waszych stóp, podobnie jak buty do jazdy szybkiej.
Z biegiem czasu marka wprowadziła do swojej oferty rolki freeskate i mimo że nie zawojowała tutaj rynku, jest ona dla wielu osób kluczowym producentem rolek.
W praktyce, Adapt to jedyny wybór dla osób z naprawdę dużymi stopami – powyżej rozmiaru EU48. Nikt nie produkuje rolek na stopę np. EU52, a tym bardziej do jazdy agresywnej czy freeskate. Z racji tego, że posiadacze takiego rozmiaru buta to zazwyczaj ponadprzeciętnie wysocy mężczyźni, potrzebują także butów zdolnych wytrzymać ich ciężar. Ponownie – Adapt stają na wysokości zadania.
Kolejną marką, która celuje w niszę agressive i skupia się na produkcji wysokiej klasy rolek opartych o bazę z carbonu, jest Faction. To mała firma, która tak na dobrą sprawę dopiero się rozkręca i wszystko przed nią. Pierwszy model rolek wygląda obiecująco, ale nie stał się jeszcze popularny. No, ale wypuścili pro model Shredpool’a, któremu należał się on jak psu buda, z racji tego iż gość jest jednym z najbardziej zakręconych i dostarczających rozrywki rolkarzy aggressive na kuli ziemskiej.
W kontekście jazdy agresywnej warto wspomnieć jeszcze o jednym niezbyt udanym dziele. Były to rolki Valo Light. I jest to przykład bodajże najbardziej zrobionego „na odwal się” produktu z kategorii markowych rolek do jazdy agresywnej – pomimo że marka Valo była wtedy u szczytu popularności, a stała za nią firma Roces!!!
Valo wzięli po prostu „goły” carbonowy shell, który miał dziurki na sznurowadła, dokręcili plastikową cholewkę, wsadzili do środka liner, całość pokryli tzw. skinem – który był zrobiony z dość cienkiej, syntetycznej skóry – a na koniec posadzili na soulplate. Poniżej zdjęcie skorupy – wybaczcie niskiej jakości fotografię, dekadę po premierze rolek nie sposób znaleźć lepszej, zwłaszcza że marka nie istnieje już dobrych parę lat.
Finezji nie było w tym wcale. Rolki wcale nie były jakoś wyjątkowo lekkie (ze względu na masywne soulplate), a na dodatek pierwsza edycja była produktem zwyczajnie zawodnym – carbon był za cienki, więc zastosowane (dość małe) nakrętki zębatkowe, które łączyły skorupę z soulplate, robiły z czasem dziury w jej spodzie!!! To sprawiało, że dolna część rolki potrafiła dosłownie odpaść podczas wykonywania trików.
W dodatku, skiny zastosowane w Valo Light wcale nie były wyjątkowo dobrej jakości, przez co łatwo się uszkadzały – bo o ile w zwykłych Valo z pełną, plastikową skorupą to ona trzymała stopę i nawet podarty skin nie przeszkadzał w jeździe, tak w Light ze względu na bardzo otwarty design to zadanie spoczywało głównie na skinie.
Po kilku latach zachwytu nad rolkami z carbonu, emocje opadły i większość rolkarzy aggressive zaczęła wracać do plastikowych butów. Najlepiej sprzedające się rolki do jazdy agresywnej to obecnie dość proste konstrukcje typu Them 909, Roces M12 czy USD Sway …ale czy wszystko musi być skomplikowane?
Precyzja, którą daje carbon, okazała się nie tak istotna jak w przypadku freestyle slalomu. Dlatego, rolki carbonowe pozostają sprzętem raczej niszowym w tej dyscyplinie. Pomimo biegu lat niezmiennym pozostaje, że wygodny liner, mocna skorupa z PU czy innego tworzywa oraz dobrze zaprojektowane soulplate to przepis na sukces.
Ile carbonu w carbonie, czyli zawód wynikający z braku wiedzy.
Jakiś czas po premierze pierwszych Deshi Carbon ludzie zaczęli je „rozbierać” do gołej skorupy, gdy buty nie nadawały się już do jazdy. Robili to głównie po to, aby wykorzystać shell do robienia własnoręcznie wykonanych rolek, o konstrukcji dość podobnej do wspomnianych Valo Light.
To wtedy wybuchł skandal – skorupy nie były wykonane z czystego carbonu!!! Widać było warstwy z Kevlaru, który ze względu na kolor (żółty) wiele osób myliło z matą szklaną.
Firmę zaczęto oskarżać o oszustwo, rzucać w jej stronę gromy oraz i tak dalej. Było to o tyle śmieszne, że Powerslide wspominali o Kevlarze nawet na oficjalnych materiałach promocyjnych Deshi Carbon.
Dla nikogo, kto zna się na technologii wykonania elementów z włókien węglowych, taki ruch nie stanowi żadnego zaskoczenia.
Elementy robione w 100% z czystej plecionki włókien węglowych, nie są one odporne na działanie sił skierowanych we wszystkie kierunki. Dobrym przykładem jest pionowa, carbonowa rura pod siodełkiem w rowerach szosowych – układ warst plecionki jest zorientowany tak, aby zapewnić maksymalną odporność na działanie siły nacisku od góry, wywołanej przez ciężar kolarza. To wystarczy. Do takiej ramy nie możemy jednak zamocować fotelika dla dzieci działającego na zasadzie dźwigni – czysty carbon jest bowiem zbyt kruchy i mógłby popękać pod wpływem ciężaru.
Jeżeli chcielibyśmy zmienić ten stan rzeczy, musielibyśmy zrobić droższy element, z większej ilości warstw i o grubszej średnicy.
W rolkach nie mamy do czynienia z sytuacją, w której siły działające na but są zorientowane tylko w jednym kierunku – zwłaszcza, jeżeli mówimy o jeździe agresywnej oraz freestyle slalom. Dlatego, aby nadać skorupie nieco elastyczności i odporności, stosuje się dodatkowe warstwy z maty szklanej, Kevlarowej lub nawet nylonowej. Czasami te włókna są wplecione do maty carbonowej. Dobrym przykładem są rolki firmy Adapt, które używają plecionki włókien węglowych i Kevlarowych w celu zapewnienia zwiększonej wytrzymałości mechanicznej.
Firmy nie podają do wiadomości składu skorup. Jednak nie warto sobie tym zaprzątać głowy, bo jeżeli rolki są lekkie, sztywne i wytrzymałe, to inżynierowie zrobili przy ich projektowaniu dobrą robotę.
Koniec szychty!*
Włókna węglowe będą podstawą produkcji najwyższej klasy rolek do jazdy szybkiej, hokeja, freeskate oraz aggressive dopóki nie powstanie jakaś nowa, lepsza technologia – co zapewne nie nadejdzie prędko. Jeżeli chodzi o podsumowanie tego artykułu – hmmm… z pewnością, nie każdy takich rolek potrzebuje, ale można powiedzieć, że każdy może docenić ich zalety.
Jeżeli myślicie o zakupie rolek tego typu, jak zwykle zapraszamy do sklepu partnerskiego Bladeville.
*Dla osób śląskoujemnych: koniec zmiany w kopalni węgla.
Najnowsze komentarze